No dobra. Więc opowiem, jak jest z tym przejściem na bezlusterkowce.
Od czerwca w moim plecaku pojawił się aparat, który miał być alternatywą dla ciężkiego zestawu w pełnej klatce. Miał odciążyć mój kręgosłup i coraz częściej buntujące się stawy kolanowe. Miał przestać drenować mój portfel nie zwracać na siebie uwagi a co najważniejsze pozwolić na robienie zdjęć w ilościach nie spotykanych do tej pory. I nie chodzi tu o to, że karty pamięci maluchów są pojemniejsze co w pewnym sensie jest prawdą, ale jakby nie to jest głównym powodem wypełniania po brzegi pamięci aparatu, ale to, że lżejszy aparat trzymamy częściej w dłoni i mamy go zawsze w pogotowiu. Prawie zawsze. I to jest z pewnością coś co zauważyłem od pierwszego wyjścia z Olkiem w plener. W porównaniu z Nikonem D850 ciągle sprawdzałem czy na końcu paska dalej dynda Olek. Dyndał, bo paski Olympusa są przecież porządne zrobione. Zestaw schudł o 4kg. Podczas całodniowego górskiego trekkingu czy choćby citybreiku taka różnica wagi na kręgosłupie powoduje, że człowiek odnosi wrażenie jak by kupił placek z opcją masażu i to nie jest przerysowane porównanie. Okazuje się, że całodniowy trip po mieście może być przyjemnością. A to już jest coś co z pewnością doceni również współtowarzysz podróży.
OK jest wygodniej a co ze zdjęciami?
No chyba nikt nie spodziewał się tego, że zdjęcia będą tej samej jakości. Nie, nie są i nigdy nie będą. Tym bardziej że w moim przypadku przeskok był co najmniej drastyczny z pełnej klatki, czyli matrycy o rozmiarach 36×23,9 mm do formatu 4/3 o rozmiarze 17,3x13mm, Prawie cztery razy mniejszy sensor. I w tym momencie mógłbym zakończyć, bo przecież praw fizyki nie oszukamy. Chyba, że miałoby się okazać, iż cała powierzchnia sensora lustrzanki wcale do szczęści nie jest nam potrzebna i faktycznie nie jest. W przeciwnym razie bezlusterkowce nie zrobiłyby takiej furory na rynku. Jeżeli nasze zdjęcia nie mają wisieć na wielkich bilbordach wielopiętrowych budynków to sprawa jest jasna to co zrobimy maluchem w zupełności zaspokoi nasze oczekiwania co do jakości wykonanej fotografii. Bardzo to uprościłem, lecz podsumowanie jest jak najbardziej trafne. Jeżeli nie mamy zleceń od marketingowych gigantów i nie cierpimy na chroniczną awersję do szumów na zdjęciu, które widzimy tylko my i nasz partner (pewnie dla świętego spokoju) to właśnie to jest ten moment, w którym należy zakończyć rozważanie wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą.
Reasumując
Pojawienie się w moim plecaku systemu Olympusa nadal wywołuje podczas jego zarzucenia na plecy ogromnego banana na twarzy. Jakość zdjęć jest dla mnie osobiście zadawalająca oczywiście widzę różnice i z tego powodu w miejscach w których mogę sobie na to pozwolić dźwigam obydwa zestawy. Bo zdaję sobie sprawę z różnic i kiedy tylko to jest możliwe na statywie ląduje pełna klatka. Jednak podczas planowania kolejnych podróży ograniczenia spowodowane wagą bagażu już nie są dla mnie problemem, nawet nie kompromisem.