Nie da się zrobić Maroka w tydzień a tylko tyle czasu mogliśmy mu poświęcić.
Postanowiliśmy, że zrobimy je w dwóch częściach w tym roku południe następnym razem północ. Plan był taki aby obejrzeć jak najwięcej na południe od pasma Atlasu, następnie przełęczą Tizi n’Tichka z wysokości 2260 m n.p.m. zjechać do Marakeszu i skończyć sielanką nad Atlantykiem w Essaouira.
Odbieramy zatem z lotniska kluczyki do naszej czerwonej Pandy i jak najszybciej oddalamy się od Agadiru kierując na wschód do granicy z Algierią… I na szczęście wyhamowaliśmy w pierwszej dobie do naszego tempa, w którym uwielbiamy eksplorować nowe kraje. Uff człowiek na starość robi się jednak ostrożniejszy, ten pieprzony tygodniowy pośpiech i zaznaczone punkty w przewodniku, które musisz zobaczyć potrafią zepsuć zwiedzanie nawet najpiękniejszych destynacji. W planach została najpiękniejsza łacha Sahary w okolicach Merzougi, filmowa mekka w Ajt Bin Haddu oczywiście Marakesz i o dziwo znalazł się jeszcze wolny dzień nad Atlantykiem. Natomiast największą frajdę zrobiła nam możliwość podróżowania po tym pięknym pustynnym kawałku Maroka czując się niczym Barberowie przemierzający afrykański bezkres. Odległość od miasteczek a raczej współczesnych oaz zmusza wędrowca na zatrzymanie się, zastanowienie czy na pewno nie musi zatankować auta, uzupełnić wody czy skosztować jeszcze lepszego tagina bo kolejna taka możliwość może powtórzyć się dopiero za godzinę. Idealne miejsce na podróż w rytmie slow.
Południowy trip po Maroku – 25 godz. 1667 km